Ola, która dostała dokładnie to czego potrzebowała
O Drabinie Jakubowej usłyszałam na spotkaniu mojej wspólnoty. Przed wyjazdem zadzwoniła do mnie jedna z koordynatorek. Okazało się, że nie wiem tak naprawdę nic. Mam minimalne doświadczenie opiekuńcze, obejmujące głównie pracę z dziećmi (w tamtym momencie miałam już za sobą na przykład praktyki w przedszkolu). Trochę się stresowałam.
Tak naprawdę nigdy nie byłam za nikogo odpowiedzialna. Dlatego trochę spanikowałam, gdy zobaczyłam moją podopieczną i jej mamę. Kiedyś dziewczynka była całkiem sprawna, jednak w młodym wieku miała krwotok śródmózgowy. Nie mówiła, porozumiewała się głównie za pomocą gestów. Chodziła, ale bardzo niepewnie, cały czas trzeba było ją asekurować.
Nasze pierwsze dni razem były najtrudniejsze. Musiałyśmy się poznać i sobie zaufać. Mimo początkowego onieśmielenia, moja podopieczna traktowała mnie z wielkim szacunkiem. Jej miłość do mnie i do innych była ogromna! Do wszystkich chciała się przytulać i wszystkich błogosławiła. W ciągu całego tygodnia mówiła mi cały czas że mnie kocha, że jestem bardzo miła, że jestem jej aniołem…
Było to dla mnie bardzo mocne przeżycie, którego kompletnie się nie spodziewałam! Jestem osobą, która w domu rodzinnym nie słyszała takich słów. Nie mówiliśmy sobie o naszych uczuciach. Rodzice nigdy nie powiedzieli, że mnie kochają. Przez pewien czas nie czułam ich wsparcia i tego, że są ze mnie dumni.
Wiązało się to z ogromnym zagubieniem i głęboko zakorzenionym w sercu poczuciem, że niewiele znaczę. Moja sytuacja w domu wpłynęła na wiele moich decyzji: przypadkowy wybór pierwszych studiów, trwanie w relacjach, które nie były dla mnie dobre, uciekanie od Pana Boga i od rzeczywistości.
I wtedy pojawiła się moja podopieczna. Dzięki niej poczułam się “chciana” i kochana. Jednak nie byłam przyzwyczajona do takiej ilości miłości. Ile razy dziennie słyszysz słowa “kocham cię”? Wyobraź sobie że dwadzieścia. Jak się z tym czujesz? Dla mnie na samym początku było to dosyć krępujące. Nie wiedziałam jak się zachować. Ale po całym tygodniu zrozumiałam, że to było dokładnie to, czego potrzebowałam w tamtym momencie.
Moja podopieczna nauczyła mnie też cierpliwości podczas modlitwy. Z zasady wszystkie czynności wykonywała bardzo długo, dlatego z kaplicy wychodziłyśmy jako jedne z ostatnich. Nigdy w życiu nie spotkałam tak uduchowionej i szczerej osoby.
Tomek, którego Pan Bóg wyrwał z kajdan samotności
Na samym początku w ogóle nie chciałem przyjeżdżać do Brańszczyka! Myślałem, że wszystko u mnie dobrze, ale tak naprawdę moje życie było bardzo monotonne. Ogromnie przeżyłem śmierć mamy. Zamknąłem się w świecie wirtualnym, zacząłem spędzać coraz więcej godzin przed ekranem komputera. Nie widziałem sensu w wychodzeniu do innych i w tworzeniu nowych relacji. Mimo to, cały czas szukałem Pana Boga.
Nie pamiętam dokładnie kiedy przestałem chodzić do kościoła. Pan Bóg z miłosiernego Ojca stał się dla mnie bytem odległym, kimś do kogo żywiłem pewien żal, którego nawet nie umiałem nazwać. Trwałem tak w całkowitej pustce, grając jedynie w gry i uciekając do domu od razu po szkole.
To mój brat namówił mnie na udział w turnusie. Przed nim nie dało się udawać, znał mnie zbyt dobrze i wiedział że nie tak powinienem spędzić resztę życia. Rozmawialiśmy o Drabinie Jakubowej kilka razy. W końcu postanowiliśmy rzucić monetą. Wypadł orzeł, co oznaczało że muszę jechać. Nie spodziewałem się jak bardzo zmieni to moje życie.
Na początku wyjazdu trzymałem się raczej z boku. Byłem cichym obserwatorem, poznawałem ludzi, brałem udział w obowiązkowych szkoleniach. Z każdym dniem dziwiły mnie coraz bardziej szczere, przyjacielskie relacje między wolontariuszami i podopiecznymi!
Jak to możliwe, że ktoś tak zmęczony (myciem, przebieraniem, karmieniem, przenoszeniem…) może być jednocześnie tak szczęśliwy? Dlaczego czasami rozumiemy się bez słów? To podczas mojego pierwszego turnusu z Drabiną Jakubową doświadczyłem prawdziwej miłości. Od razu zapisałem się na drugi. Dostrzegłem, że Pan Bóg jest bardzo blisko, że chce działać poprzez każdego z nas.
W Drabinie odnalazłem na nowo radość życia. Pan Bóg poruszył moje samotne serce, które nawet nie wiedziało, że potrzebuje przyjaciół! Mogę śmiało powiedzieć, że był to najważniejszy tydzień w moim życiu.
Dwa tygodnie w Brańszczyku sprawiły, że wróciłem do domu jako zupełnie inny człowiek. Miałem silne postanowienie zmiany swojego podejścia do świata. Zacząłem budować wartościowe relacje i czerpać radość z każdych, nawet najzwyklejszych chwil.
Niedługo później zostałem nauczycielem wspomagającym w szkole. Pracuję tu do dziś. Pomagam dzieciom z niepełnosprawnościami się uczyć. Jestem dla nich i czuję, że to jest moje powołanie!
Kacper, który przestał myśleć tylko o sobie
W drugiej klasie szkoły średniej wyjechałem do Anglii. Dostałem się tam dzięki stypendium, które otrzymałem za dobre wyniki w nauce. Dwa lata spędziłem więc w liceum poza granicami naszego kraju i to tam zacząłem marzyć o wielkich rzeczach.
Pierwszą z nich okazały się studia w Stanach Zjednoczonych. Byłem przekonany że to mi się uda! Byłem bardzo zdolny i… bardzo pewny siebie.
Niestety, nie zostałem na nie przyjęty i wróciłem do Polski. To była moja pierwsza życiowa lekcja pokory. Zacząłem uczyć się na Politechnice Warszawskiej. W międzyczasie rozwijałem też swoją niewielką firmę. Szybko okazało się jednak że mój plan na biznes się nie sprawdził.
W tym samym czasie rozpadł się też mój pierwszy związek, który traktowałem bardzo poważnie. Wtedy zobaczyłem że mimo mojego młodego wieku wiele rzeczy mi się już nie udało. Zacząłem powoli tracić nadzieję. Skupiłem się na samych przyjemnościach. Z wybitnego ucznia stałem się miernym studentem. Porzuciłem nawet ukochane harcerstwo.
Po trzecim roku studiów zdecydowałem się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Spotkałem tam Basię Turek, która mimo swojej niepełnosprawności ( na co dzień porusza się na wózku ) robi naprawdę wiele! Jest pedagogiem i coachem. Prowadzi aktywne życie.
Od zawsze byłem wierzącym i praktykującym katolikiem, jednak dopiero podczas tej pielgrzymki zacząłem zastanawiać się nad tym, co robię dla innych. Okazało się że do tej pory dbałem głównie o swoje dobro. Potwierdził mi to pewien Ksiądz podczas Sakramentu Spowiedzi.
Zdecydowałem, że czas realnie włączyć się w pomoc drugiemu człowiekowi. Bardzo polubiłem Basię Turek i pewnie dlatego miałem wewnętrzne przekonanie że jestem posłany akurat do osób z niepełnosprawnościami. W Internecie znalazłem Drabinę Jakubową i zapisałem się na turnus.
Sierpień 2017 roku okazał się dla mnie przełomowym momentem. Trafiłem na bardzo charakternego podopiecznego, z którym niezbyt łatwo się współpracowało. Na każdym kroku wychodziły też różne moje słabości i braki. Dzięki Drabinie Jakubowej dostrzegłem swój egoizm i zrozumiałem w jaki sposób nad nim pracować.
Do dziś jestem bardzo związany z Drabiną Jakubową. To dzięki niej moje życie się zmieniło. Mimo że nie mam już czasu by przyjeżdżać na turnusy, to wspieram ich organizację w inny sposób.
Iga, która zyskała coś, czego się nie spodziewała
O Drabinie Jakubowej pierwszy raz usłyszałam w liceum, kiedy członkowie tej wspólnoty przyjechali do mojej szkoły. Bardzo spodobały mi się szkolenia, które przeprowadzili i to, jak zgraną grupą byli. Widać było że na co dzień się przyjaźnią oraz że kochają Pana Boga!
Razem z moimi znajomymi od razu zapisaliśmy się na turnus. Miałam wtedy szesnaście lat i nie posiadałam żadnego doświadczenia w opiece nad osobami z niepełnosprawnościami. Nigdy w życiu nie musiałam się nikim zajmować.
Bardzo dużo nauczyłam się podczas pierwszych dni wyjazdu, kiedy odbywało się obowiązkowe szkolenie z opieki nad osobami z niepełnosprawnością. Dzięki nim choć trochę wiedziałam, co mnie czeka. Mimo to byłam bardzo zestresowana.
Na turnusie zostałam sparowana z niezbyt wymagającą podopieczną, która większość czynności wykonywała sama. Niestety, nie od razu się polubiłyśmy. Po naszym pierwszym wspólnym dniu chciałam wracać do domu! W domu czekały na mnie siostry, rodzice, czułam się tam dobrze i bezpiecznie.
Dlaczego tak ciężko było nam się porozumieć? Myślę że miało na to wpływ kilka czynników. Przede wszystkim, byłyśmy na trochę innym etapie w życiu. Ja byłam w liceum, a moja podopieczna wybierała się na studia. Poza tym miałyśmy trochę inny charakter. Nie zawsze umiałam też w dobry sposób odpowiedzieć na jej potrzeby.
Na wyjeździe zwykle wszystko dzieje się bardzo szybko. Konferencje, integracja, spacery… nie zauważyłam kiedy się skończył! Wróciłam do domu i prawie od razu zaczęłam bardzo tęsknić. Przez tydzień zdążyłam bardzo zżyć się ze wszystkimi podopiecznymi i z wolontariuszami. I właśnie wtedy zadzwoniła do mnie moja podopieczna.
Rozmawiałyśmy dwie godziny! Nagle zobaczyłyśmy jak wiele nas łączy. Niedługo później przyjechałam do jej domu rodzinnego w odwiedziny. Obecnie mamy stały kontakt, prawie codziennie wymieniamy ze sobą wiadomości. Widujemy się też tak często jak to możliwe.
Zaangażowałam się również w pomoc w duszpasterstwie. Bardzo chętnie przychodzę na wszystkie wydarzenia, takie jak planszówki, kolędowanie czy imprezy. Nawet jeśli podczas turnusu tak nie myślałam, to teraz mogę śmiało powiedzieć że Drabina Jakubowa jest dla każdego!
Drabina Jakubowa to nie tylko wyjazdy rekolekcyjne, duszpasterstwo i szkolenia - to również miejsce cudów! Bywa i tak, że nie widzimy ich w swoim życiu. Skupieni na pracy, zdrowiu, problemach dnia codziennego nie dostrzegamy tego jak niesamowicie działa Pan Bóg i jak wiele nam daje. Nie widzimy też, jak podobne do nas są osoby z niepełnosprawnościami, jak podobne plany i marzenia mają. Jednak wystarczy odwiedzić Brańszczyk nad Bugiem, by to zauważyć!